W zeszły weekend zmieniliśmy swoje spojrzenie na bieganie. 45 km, po górach, blisko 3000 m przewyższeń zrobiły swoje. Od kilku dni mamy ogromny szacunek dla wszystkich biegających ultra po górach. Bez względu na dystans. Mamy respekt wobec gór. Jeszcze w zeszłym roku wymyśliliśmy w Elmarze wspólny wakacyjny wyjazd na bieg górski, 42 km, we Francji, w La-Motte Chalancon. Znalazło się 5 chętnych. Po miesiącach przygotowań i różnych życiowych wydarzeniach nasz team tak się poprzestawiał, że ostatecznie pojechaliśmy do Francji we dwójkę. Nigdy nie biegliśmy maratonu, nie biegaliśmy zbyt wiele po górach. Dużo biegamy po pagórkach wokół Trzebnicy - baliśmy się, że to mało. Wystarczyło jednak aby bieg ukończyć i nie zamykać listy finisherów.
Bieg
Wystartowaliśmy w sobotę, o godzinie 8:00 z miejscowości Remuzat - malutkiego, typowo francuskiego starego miasteczka z mikroskopijnymi kamieniczkami. Trasa biegu była zaplanowana tak, że pierwsze 21 km stanowiła pętla po jednej stronie miejscowości (zaczynała i kończyła się na największym placyku w Remuzat). Reszta biegu, pozostałe 24 kilometry to bieg szczytami po drugiej stronie, do miejscowości LaMotte Chalancon - na metę wyścigu.
Podczas pierwszej pętli wbiegliśmy na najwyższy szczyt w okolicy, około 1400 m, gdzie na samej górze trasa, przez około kilometr, poprowadzona była granią, z której roztaczał się imponujący widok na ogromny obszar Alp Rodenskich. Ścieżka, którą biegliśmy, prowadziła bezpośrednio nad kilkuset metrową przepaścią! Nie wiem jak Sebastian, ale ja kilka razy czułem prawdziwego „stracha” :) Stamtąd mieliśmy też fantastyczny widok na położone w dole miasteczko z którego wybiegliśmy i na wielki masyw skalny, który miał być pierwszym dużym wzniesieniem w drugiej połowie biegu.
I ta wspinaczka - wspinaczka(!) na pewno nie bieg - dała nam solidnie w kość. Zmęczeni po pierwszej połowie biegu odczuliśmy bardzo boleśnie zdobywanie masywu. To był najcięższy moment całego biegu. Ogromną niespodzianką była nasza ekipa czekająca na nas na samym szczycie skały! Jak dziewczyny tam weszły? Do tego z 12 letnim młodzieńcem… To większy wyczyn niż cały nasz bieg. Na szczęście wracali łagodnym zejściem dookoła masywu.
Po wejściu na skałę poczuliśmy jak jest gorąco. Wcześniej nawet o tym nie rozmawialiśmy, ale w ten dzień termometry pokazały 35 stopni. Tam na skale czuliśmy się jak na patelni. Biegliśmy po niej jeszcze około kilometra, cały czas pod górę, a zaliczając najwyższy punkt poczuliśmy ogromną ulgę, bo zostało nam jeszcze kilka podbiegów, ale wszystkie były już coraz niższe. Fajny moment: biegnąc po masywie byliśmy obserwowani przez ogromne sępy, które są atrakcją tego rejonu Francji. Wielkie, ze skrzydłami o rozpiętości 3 metrów, krążyły nad biegaczami ewidentne czując, że Ci goście w każdej chwili, mogą stać się fantastycznym posiłkiem. Wielu biegaczy, w tym miejscu, było tego blisko, w tym na pewno ja!
Po dotarciu na najwyższy punkt masywu, zostało nam jeszcze około 17 km do mety, w tym dwa punkty żywieniowe i blisko 8 km łagodnego zbiegu na samym końcu biegu. Przed samą metą zaliczyliśmy jeszcze jeden dołek, kiedy okazało się, że trasa nie ma 41,45 km tylko więcej. Ile?! Tego mieliśmy dowiedzieć się na mecie. Każdy biegacz wie, jak ciężki jest każdy ponadplanowy metr! Ponadto ostatnie 3 kilometry nie prowadziły prosto do mety, tylko prowadziły po dużym łuku. Ponadplanowe trzy kilometry mieliśmy metę nonstop na wyciągnięcie ręki.
Na mecie
Finisz zaliczyliśmy po 11 godzinach, po przebyciu blisko 46 km, wyprzedziło nas po drodze mnóstwo biegaczy - zarówno z trasy 42 km jak i 86 km. Mimo to na tablicy wyników jeszcze długo pojawili się biegacze, którzy przybiegli po nas. Uprawiamy turystykę biegową, nie ścinamy się na wyniki. To co nas do Remuzat przyciągnęło, to chęć biegania w ciekawych miejscach i przesuwanie własnych granic. Udało nam się - pokonaliśmy 42 km, po górach - nigdy wcześniej tego nie zrobiliśmy. Co następne?! Biegacze, którzy pokonali ten bieg prawie 3 razy szybciej niż my są dla nas mistrzami, osoby, które bieg ukończyły są dla nas mistrzami. My jesteśmy mistrzami - dziękujemy wszystkim, którzy pomogli nam w tym biegu wziąć udział: Marcie, Magdzie, Kubie :) - wspierali nas przed, w trakcie i po biegu oraz oczywiście Szefowi Elmaru, który dał nam iskrę do organizacji tego wyjazdu!